
Kobieta taka jak Ty – rozmowa z Justyną Kozioł, najpozytywniejszą Łysą Babą z Kielc!
To wyjątkowa rozmowa – autentyczna, mocna, momentami zabawna. Bez rozczulania i tabu! O wszystkim Bezdyskusyjna lekcja samoakceptacji i wdzięczności! Dżasta, to kobieta delikatna jak poranny wiatr, a jednocześnie ostra jak klinga prawdy. Mówi wprost, bez owijania w bawełnę. Nie boi się być sobą, nie gra żadnej roli – to, co myśli, znajduje odzwierciedlenie w jej słowach i czynach. Prawdziwa do szpiku kości, piękna w swojej autentyczności… Przed Wami prawdziwa kobieta-rakieta!
KwmK: Witaj! No i udało nam się spotkać!
Justyna: Bardzo się cieszę, dziękuję Ci za zaproszenie.
KwmK: Ja dziękuję, że je przyjęłaś. Żeby nie tracić cennego czasu, a coś mi się wydaje, że trochę tu posiedzimy…Powiedz w kilku zdaniach kim jesteś, ile masz lat, czym się zajmujesz.
Justyna: Nie lubię polskiej wersji swojego imienia. Bardzo nie lubię też zdrobnienia „Justynka”. Wszyscy mówią do mnie „Dżasta”, nawet moje dzieci. Mam 33 lata, nie mam włosów, nie mam też raka jak większości się wydaje [śmiech].
KwmK: O! To jest duży plus. A dlaczego nie masz włosów?
Justyna: Postanowiły sobie wypaść i nie miałam za wiele do powiedzenia. Moja przypadłość nazywa się alopecja, czyli łysienie złośliwe. Nie mam włosów praktycznie nigdzie. No gdzieś tam jakieś pojedyncze się pojawią… Nie traktuje tego jako choroby. Dla mnie to defekt kosmetyczny. Wiem, że niektórzy wyrabiają sobie na tę przypadłość kartę osoby niepełnosprawnej, ale ja nie uważam, że utrata włosów jest niepełnosprawnością. Mam dwie ręce, mam dwie nogi, mogę chodzi, mówić, mogę robić wszystko na co mam ochotę, a brak włosów mi w tym nie przeszkadza.
KwmK: Ale nie zawsze tak było. Ile lat miałaś, kiedy wszystko się zaczęło?
Justyna: Miałam około 12 lat. Pewnego ranka obudziłam się, a obok mnie na poduszce leżały moje włosy.
KwmK: To musiał być dla młodej dziewczyny dramat…
Justyna: Tak, ale byłam w tym wszystkim na tyle silna…albo nie chciałam pokazać swojej słabości, że nie zamknęłam się w domu. Pierwsza łysą plamkę zauważyła u mnie przyjaciółka, gdy wracałyśmy ze szkoły. Jakoś tak wiatr zawiał, że uwidocznił tę plamkę „Dżasta, ale Ty włosów nie masz, wycięłaś sobie, czy co?” . Nakierowała mi na to miejsce palca i wracałam z tym palcem tak do domu. Pokazałam mamie i siostrze…i się zaczęło. Lekarz jeden, drugi, ginekolog, endokrynolog, Bracia Kapucyni spod Łodzi, mieszanki ziołowe… Pojawiało się tych plamek coraz więcej. No i pewnego razu, gdy wstałam większość moich włosów została na poduszce. Na głowie trzymało się tylko kilka kosmyków.
KwmK: Jaka była Twoja reakcja?
Justyna: W tamtych czasach nie było ogólnodostępnego internetu, tak jak teraz dlatego ciężko było znaleźć informacje na temat mojej przypadłości. Pamiętam, że u mojej siostry był komputer. Szukałam wtedy wszystkiego na temat mojego łysienia, ale zanim coś tam się „wgrało” można było zaparzyć herbatę… więc to nie było takie proste jak dziś. Rodzice nie bardzo wiedzieli, co ze mną robić. Masa lekarzy, wcierki, sterydy…
KwmK: Nic nie skutkowało?
Justyna: Były fazy odrostu, to tak. Wtedy cieszyłam się bardzo, doceniałam włosy, dbałam o nie. Kiedy miałam 16-17 lat i bardzo zwracałam uwagę na wygląd. Jak włosy zaczęły odrastać miałam nadzieję, że może tym razem już nie wypadną. Raz udało mi się zapuścić długie. Były piękne, falowane (mimo, że wcześniej były proste)… i znów zaczęły wypadać. Kiedy ponownie pojawiła się pierwsza łysa plamka, wiedziałam, co będzie dalej. Nie chciałam dopuścić do tego, żeby ponownie wypadły. Stwierdziłam, ze to pier*ole i to ja zdecyduję o tym, jak wyglądam.
Kwmk: Co zrobiłaś?
Justyna: Zgoliłam je.
KwmK: Był jakiś przełom w Twoim myśleniu i podejściu do całej sytuacji?
Justyna: Na początku chodziłam smutna, odsunęłam się od ludzi, po zmianie szkoły byłam sama. W moim pierwszym technikum (w którym byłam tylko 2 miesiące) dziewczyny skrzyknęły się, by pomóc mi w integracji. Zaprosiły mnie do knajpy, zrobiły dla mnie kartkę z życzeniami „Szybkiego powrotu do zdrowia”, bo oczywiście myślały, ze mam raka. Mimo, tego, że jak dostałam się do szkoły prosiłam dyrekcję, by poinformowała nauczycieli, że na raka nie choruję.
KwmK: Zależało Ci, by ludzie traktowali Cię zwyczajnie…
Justyna: Tak. Chciałam, żeby wiedzieli, że czasem brak włosów, to po prostu brak włosów i współczujące spojrzenia mogą tylko zaszkodzić. No i po kliku dniach w tej szkole usłyszałam na korytarzu, jak jedna nauczycielka szepcze do drugiej „To jest ta dziewczynka z rakiem”. No i to był mój ostatni dzień w tej szkole. Musiałam od tego odpocząć. Posiedziałam rok w domu, a potem poszłam do szkoły fryzjerskiej.
KwmK: Czekaj, czy ja dobrze słyszę? Do szkoły fryzjerskiej? To jakiś rodzaj masochizmu? Jesteś jak kamikaze!
[NASZ śmiech, śmiech i jeszcze bardzo długi śmiech]
Justyna: Po prostu pomyślałam, że może tam odkryję sekret mojej utraty włosów. Niestety nie odkryłam.
KwmK: A skończyłaś tę szkołę?
Justyna: Tak, jestem technikiem usług fryzjerskich, ale nigdy nie pracowałam w zawodzie. Wolę remonty.
KwmK: YYYY… i znów mnie zaskoczyłaś. Remonty to pasja czy praca?
Justyna: I jedno i drugie. Ja bardzo lubię zmiany i mam różne fazy. Mówią, że kobiety na różnych etapach swojego życia zmieniają fryzury. Ja tego zrobić nie mogę, dlatego wtedy zmieniam np. kolor ścian. Ostatnio zamiast płytek stwierdziłam, że chce mieć tynk dekoracyjny… no i jak zapragnęłam tak zrobiłam.
KwmK: Umiesz zrobić remont, pomalować i wyszpachlować ściany. Coś jeszcze?
Justyna: Pracowałam w sklepie, potem w żłobku. Robiłam wiele rzeczy w życiu. Umiem położyć panele, wytapetować mieszkanie, wykonać tynki dekoracyjne.. Poza tym tworzę teksty, wierszyki, kartki okolicznościowe.
KwmK: To bardzo kreatywne zajęcia. Myślałaś o założeniu jakiejś firmy?
Justyna: Tak, myślałam, ale chyba ciężko mi zrobić ten pierwszy krok. Ja właśnie za dużo myślę. Jestem trochę chaotyczna, zaczynam wiele rzeczy, ale ciężko mi się za coś zabrać na 100% i to skończyć. Trochę jakbym się bała, że a nuż mi wyjdzie…
KwmK: To Twoja największa słabość?
Justyna: Chyba tak, zdecydowanie za dużo myślę. Ogólnie jestem odważna. Gdybym nie potrafiła wyjść do ludzi tak, jak wyglądam, bez maski bez chustki lub peruki to ominęłaby mnie na przykład możliwość zagrania w serialu „Skazana”.
KwmK: Teraz rozumiem, że zdjęcia na FB zza krat to nie jakaś życiowe potknięcie tylko sukces.
Justyna: To zdjęcia z planu serialu. Grałam tam jedną z osadzonych w więzieniu kobiet.
KwmK: Zatrzymajmy się na chwilę przy sukcesach, pozytywach i zaletach. Napisałaś do mnie, że wszystko złe, co Cie spotkało potrafiłaś przekuć w siłę i wycisnąć z tego pozytywy. To niewątpliwie ogromna zaleta.
Justyna: Tak. Bo na przykład gdyby nie to, że nie mam włosów i nie stanowi to dla mnie problemu, nie wystąpiłabym nigdy w serialu. Podam Ci kolejny przykład. Wiesz co mi dało siłę na przekór wszystkiemu? Jak córka mojego wujka powiedziała, że gdyby jej wypadły włosy to by się zabiła. Miałam wtedy około trzynastu lat. Dało mi to takiego kopa, choć jeszcze nie był to etap pogodzenia się z sytuacją. „Ja Wam udowodnię, że dam radę! Jestem silna na tyle, że utrata włosów mnie nie złamie!” – tak sobie myślałam i to pomagało mi przetrwać. Cały czas siedzą też we mnie gdzieś głęboko słowa mojego ojca, że największą odwagą jest przeżyć swoje życie. Kocham życie i nie wiem, co by musiało się stać, bym w ogóle zaczęła myśleć o zrezygnowaniu z niego.
KwmK: Co uważasz za swój życiowy sukces?
Justyna: To, że żyję, że jestem tu teraz i potrafię o tym wszystkim swobodnie rozmawiać. Pamiętam taki moment w swoim życiu – przejażdżkę ulicą Jagiellońska z Dawidem Podsiadło w głośniku i moją Wiśnią na fotelu pasażera. Postanowiłam wtedy, że najwyższa pora zrzucić chustkę z głowy, przestać się bać i ukrywać.
Kwmk: Naprawdę wielki sukces! Wszystko, czego doświadczyłaś musiało mieć na Ciebie ogromny wpływ.
Justyna: Na pewno miało. Myślę, że jestem teraz silniejsza i bardziej odporna psychicznie na spojrzenia, dogryzania i różne teksty. Nawet wczoraj szłam sobie a dwóch typów mówi zszokowanych: „Paaaatrz łysa baba, łysa baba!”.
KwmK: Co zrobiłaś?
Justyna: Popatrzyłam na nich i uśmiechnęłam się. Co mogłam zrobić innego?
KwmK: No nie wiem. Wystawić język…albo środkowy palec?
[Śmiech]
Justyna: Właściwie to mogłam, ale przeważnie ignoruję. Ciekawe jest to, że poza Polską, w Szwecji, Norwegii, Niemczech nikt nie zwraca na mnie uwagi. Tam jestem kolejnym korowym ptakiem. W Polsce jak się pojawiam wśród ludzi wzbudzam zainteresowanie. Czuje się czasem jak kosmita. Jak zaczęłam tracić włosy, miałam około 12 lat i pamiętam, ze jednego razu spałam u koleżanki. W pewnym momencie otwieram oczy, a ona stoi nade mną i się patrzy. Miałam wrażenie, że jestem jak jakieś zwierze w zoo.
Kwmk: Jak reagujesz na taki nadmiar zainteresowania i wzmożoną ciekawość ludzi?
Justyna: Początkowo było mi źle, zamykałam się w sobie. Wiem, że rodzice, choć próbowali mnie wspierać, po prostu nie umieli mi pomóc. Dwadzieścia lat temu pójście do psychologa to nie była taka prosta sprawa, więc wszystko poukładać musiałam sobie w głowie sama. Teraz uśmiecham się, czasem odpowiadam. Jak jakieś dziecko mówi „O patrz ta baba ma raka” to wyjaśniam, że nie mam raka, tylko po prostu wypadły mi włosy.
KwmK: Często zdarzają Ci się słyszeć komentarze na temat swojego wyglądu?
Justyna: Czasami.
KwmK: Komplementy?
Justyna: Też. W zeszłym tygodniu byliśmy na festiwalu muzyki w Elblągu. Był wspaniały klimat, na scenie stała artystka ze świecącymi skrzydłami – stałam jak zaczarowana i nie mogłam oderwać od niej wzroku. Kiedy odwróciłam się do tyłu by zlokalizować mojego chłopa i dzieci podeszła do mnie taka babeczka ok 50 lat i zaczęła prawić mi komplementy. Powiedziała mi, że bije ode mnie wyjątkowa energia. Co prawda na koniec dodała, że nie mówi mi tego, bo jest po dwóch piwkach…tylko że poczuła taka potrzebę, gdy mnie zobaczyła. Zrobiło mi się bardzo miło i doskonale to rozumiałam, bo też często mam tak, że czuję potrzebę, by do kogoś podejść i powiedzieć mu tak z serca, że super wygląda albo jest fajny. Taki przepływ życzliwości i empatii między ludźmi jest bardzo ważny. To wszystko co dasz, wróci do Ciebie.
KwmK: A przykre komentarze?
Justyna: Też się zdarzają się.
KwmK: Częściej wychodzą z ust kobiet czy mężczyzn?
Justyna: Od kobiet. Faceci wiem, że patrzą, ale nie komentują. A kobiety po prostu szepczą albo mają z problem z tym, że ja nie mam problemu ze swoim wyglądem. To przykre, bo kobiety powinny się wspierać. Tymczasem dostajesz od nich kopa. Tak jakby wymagały ode mnie żebym czuła się ze sobą źle i dziwiły się, jak ja mogę sobie tak normalnie chodzić, bezczelnie uśmiechać się i żyć.
KwmK: A jak idziesz na wywiadówkę? Jest „ŁOOOO łysa baba, łysa baba” I to jeszcze z tatuażami!?
Justyna: Reakcje ludzi są różne. Jedni patrzą wystraszeni i zdezorientowani, drudzy z fascynacją i ciekawością. No i oczywiście większość myśli, że mam raka.
KwmK: Nie ukrywasz tego, że nie masz włosów. Powiedziałabym wręcz, że dumnie i z pazurem wyznaczasz trend. Zawsze tak było?
Justyna: Nie zawsze. Kiedyś nosiłam perukę, ale nie polecam.
KwmK: Dlaczego?
Justyna: A próbowałaś nosić zimową czapkę w środku lata?
KwmK: Nie przypominam sobie, ale zrozumiałam porównanie.
[śmiech]
Justyna: No właśnie. Jest gorąco i niewygodnie. Poza tym nie czuję się wtedy sobą.
KwmK: A masz w domu perukę?
Justyna: Tak. Została, bo kiedyś przebierałam się do zdjęć na Marilyn Monroe. Wyglądam wtedy całkiem inaczej. Mogłabym tak wyjść do ludzi, ale po co? Moje wewnętrzne ja woła ” Hej, halooo! Dlaczego chcesz mnie ukryć?”
KwmK: Brzmi rozsądnie i mądrze.
Justyna: Mój brat mawia, że na mądrej głowie to nawet włos się nie utrzyma.
KwmK: No i mamy żywy dowód! Czyli brat wspiera. A uważasz, że inni ludzie są w stanie wpłynąć na nasze poczucie własnej wartości?
Justyna: To jest trudne pytanie. Bo wiem, że jeżeli ktoś jest bardzo wrażliwy i ma słabą odporność psychiczną, to wystarczy jedno krzywe spojrzenie lub niepochlebne słowo i zamyka się w sobie. Ale jak trzymasz się tego, że liczy się tylko zdanie twoje i osób, które kochasz, to nie pozwalasz obcym na to, by mieli wpływ na to, jak sama postrzegasz siebie.
KwmK: Taką siłę i podejście każdy człowiek jest w stanie w sobie wypracować?
Justyna: Jedni może mają tak od zawsze, a inni muszą swoje przeżyć, przepracować i do takich wniosków i reakcji dojrzeć. Na pewno dzieci nie potrafią się tak bronić. Gdyby moim dzieciom przytrafiły się zmagania z takim defektem wiedziałabym jak postąpić. Przede wszystkim rozmowa ze środowiskiem szkolnym i jego odpowiednia reakcja mogłyby wpłynąć na postrzeganie tego dziecka przez innych i ułatwiłoby mu znalezienie właściwego miejsca w grupie. Mamy teraz bardzo mądre i świadome dzieci. Są tolerancyjne i otwarte na różnorodność. Trzeba tylko przekazać im odpowiednie wartości.
KwmK: Młodzież jest bardziej tolerancyjna niż starsze osoby?
Justyna: Babcie to by mnie z kościoła na widłach wyniosły. Gdy chrzciłam dziecko słyszałam szepty typu: „Zrobiła se dwójkę dzieci, jak ma raka. Po co jej te dzieci, jak i tak długo nie pożyje”. Podejrzewam, że baby u mnie na wsi pewnie dalej myślą, że mam raka i się dziwią jakim cudem jeszcze żyję. Ale wole nie mieć włosów niż mieć raka. No a młodzież? To teraz wolne, kolorowe ptaki. Choć momentami to idzie w niebezpieczną stronę. Ale tatuaże, kolczyki, kolorowe włosy albo ich brak – każdy powinien wyglądać tak jak chce i każdemu może się podobać co innego…albo nie podobać.
KwmK: Skoro wspomniałaś o tatuażach – ciężko nie zauważyć Twoich. Mają jakąś historię?
Justyna: Zaczęło się od Koziołka Matołka…moje nazwisko to Kozioł. Całą szkołę byłam Koziołkiem. Poza tym mam przyjaciółkę, która nazywa się Wiśniewska. Dlatego koziołek przytula wiśnię. Obie mamy takie same tatuaże, robiłyśmy je razem. Potem pojawił się ten nad uchem, na głowie i następne…Mam Stitcha, Grincha, mam bliźnięta (mój syn jest spod tego znaku) i parę innych.
KwmK: Każdy tatuaż ma jakąś symbolikę?
Justyna: Nie, ale często do tych, które mam dopisuję jakieś znaczenie. Ten np. mam z kulki niespodzianki, o ten też…i króliczka mi wylosował mój Mieszko również z kulki niespodzianki…
KwmK: A zmieniając trochę tor rozmowy. Powiedz proszę jak teraz wygląda Twoje życie.
Justyna: Mam dzieci, narzeczonego. Jestem szczęśliwa. Jeśli chodzi o włosy, to ich nie mam. Od zeszłego roku zauważyłam, że w okresie letnim pojawia się więcej kępek, ale już od września wypadają. To, co zostaje golę, bo nie chcę sobie robić złudnej nadziei. Jestem z tym pogodzona i niech tak zostanie.
KwmK: Jak poznałaś swojego narzeczonego?
Justyna: Na ognisku u znajomych. Miałam wtedy krótkie włosy, irokeza. Od razu powiedziałam mu o swoim defekcie, żeby nie było rozczarowania i zaskoczenia. Przyjął to normalnie. Pokazałam mu zdjęcia, jak wyglądam łysa…ale pierwszy raz na żywo bez włosów zobaczył mnie, jak wrócił z pracy z Niemiec, po tym jak urodziłam naszą córkę. Przyszedł, przytulił się i okazał mi ogromne wsparcie.
KwmK: Zastanawiałaś się kiedyś czym dla Ciebie jest kobiecość?
Justyna: Na pewno nie włosami i wyglądem. Kobiecość to jest coś w środku, taka aura, którą potrafisz roztaczać bez względu na to, czy jesteś w rozciągniętym dresie, czy wyglądasz, jak modelka z Top Model. Ja czuję się kobieca. A co inni uważają mam w nosie!
KwmK: A co sądzisz o dzisiejszych kononach piękna?
Justyna: Zależy na który przedział wiekowy spojrzysz. Widzę, że wiele kobiet po 30-stce mocno poniosła fantazja z tymi wszystkimi upiększaczami. Skutek jest taki, ze dziewczyny wyglądają tak samo, mają podobne rysy twarzy, takie same usta, nosy. Taka produkcja Barbie.
KwmK: Czyli nie dopuszczasz żadnych formy ingerencji w naturę/poprawy wyglądu?
Justyna: Jak ktoś się z tym czuje dobrze, niech sobie poprawia. Ma prawo. A mnie ma się prawo to nie podobać. Natomiast ja mam zrobione brwi, bo jakbym ich sobie nie narysowała, to bym ich nie miała, a czasem się przydają. Wszystko jest dla ludzi, ale z umiarem.
KwmK: A botox, nici, kwasy czy co tam jeszcze oferuje medycyna estetyczna lub plastyczna?Zdecydowałabyś się na taką „walkę” z upływającym czasem?
Justyna: O nie. Według mnie najpierw trzeba popracować z tym co w głowie, potem zająć się ciałem. Uważam, że lekarz medycyny estetycznej powinien współpracować z psychologiem lub psychoterapeutą. Najpierw terapia, a potem zmiany ciała. Bo np. jeśli masz duży krzywy nos z którym zawsze się źle czułaś… i jak Ci np. mówili że masz nos jak klamka od zakrystii…
KwmK: Czy Ty właśnie patrzysz na mój nos i coś sugerujesz?
[WIELKI śmiech]
Justyna: Jezu nieeee, przepraszam. Nie chciałam. Poważnie.
KwmK: Przez chwilę zaczęłam się zastanawiać skąd tyle o mnie wiesz. Żartowałam, spokojnie. Kocham mój wielki krzywy nos. Podpuszczam Cię trochę.
Justyna: Dowaliłam jak łysy grzywką o kant kuli.
KwmK: Ta rozmowa podoba mi się coraz bardziej, ale wróćmy do Ciebie. Co z tymi poprawkami?
Justyna: No więc, jak potrzebujesz, idź sobie popraw. Ja poprawiać sobie nic nie zamierzam. Jak będę miała obwisłe poliki, to trudno. Jak będę mieć dużo zmarszczek to będę mieć, bo się dużo śmieję. W niektóre rzeczy nie ma sensu ingerować. Nie chcę, żeby kiedyś ktoś zastanawiał się ile ja mam lat i jakie emocje pokazuje moja twarz.
KwmK: A co powiedziałabyś dziewczynom, które mają niskie poczucie własnej wartości i koncentrują się na swoich wadach?
Justyna: Szukajcie piękna w sobie, bo to dusza jest piękna. Zajmijcie się najpierw wnętrzem, emocjami zanim zaczniecie zmieniać wygląd. Podejmijcie wyzwanie, by zaakceptować siebie.
KwmK: Powiedziałaś o wyzwaniu jakim dla kobiety jest samoakceptacja. Co jeszcze według Ciebie dla współczesnej kobiety stanowi wyzwanie?
Justyna: Ogarnianie domu, pracy, rodziny i wszystkiego. Jest feminizm, ok. Ale po co mamy same dobrowolnie brać wszystko na siebie? Kiedyś nie było takiej gonitwy, kobiety zajmowały się domem, a zadaniem mężczyzny było utrzymać dom. A teraz? Pracują poza domem i wracają z pracy, żeby pracować w domu. Nie chodzi o to, że myślę, że kobiety nadają się „do garów”.
KwmK: Jak najbardziej zgadzam się z tym, że kobiety powinny mieć wybór. Kiedyś misja życiowa kobiety sprowadzana była do pielęgnowania domu, męża i dzieci. Nie miałyśmy ani wyboru, ani szans na rozwój. Teraz z kolei doszłyśmy do punktu, gdzie kobieta też nie bardzo ma wybór, bo presja społeczna jest taka, że trzeba być super-mamą/żoną aktywną zawodowo i czerpać nieopisaną radość z pracy zawodowej, szorowania podłogi i wychowywania dzieci.
Justyna: No dokładnie. Kiedyś sprowadzano nas do roli żon i matek. Teraz musimy być matkami, żonami i zarabiać pieniądze lub realizować się zawodowo. Czyli wywalczyłyśmy sobie wolność i teraz same narzucamy sobie jeszcze więcej, bo przychodzimy z pracy…by w domu również wykonywać pracę: robimy zakupy, odbieramy dziecko ze szkoły lub przedszkola, a potem gotujemy obiad, pierzemy, odrabiamy lekcje i ogarniamy dom.
KwmK: Zapomniałaś jeszcze wspomnieć, że po ogarnięciu pracy i domu wypada iść na siłkę, pilates albo chociaż pobiegać. I gdzie ta wolność?
Justyna: No teoretycznie można wybrać między pracą zawodową, prowadzeniem domu…albo można próbować połączyć wszystko razem. Ale suma summarum dzisiejsze czasy nakładają na nas bardzo dużą presję.
KwmK: Presję, by zachować balans, udawać, że wszystko potrafimy idealnie wyważyć i cieszyć się nadmiarem zajęć i aktywności, gdy pot leje nam się po tyłkach. Do porażek przyznawać się dziś nie wolno. Czym są dla Ciebie porażki. Przyznasz się do jakiejś?
Justyna: Każda porażka daje mi siłę i pozwala wyciągać wnioski. Poprawiam koronę i idę dalej. Nie rozpamiętuję.
KwmK: Chciałabyś na zakończenie przekazać jakąś refleksję naszym Czytelniczkom?
Justyna: Chciałabym powiedzieć, że to przede wszystkim Wy wyznaczacie swoją wartość tym, co robicie i myślicie. To, co mówią o Was inni wcale w żadnym stopniu Was nie definiuje.
KwmK: Wiesz, są tacy ludzie przy których chce się być, a poznawanie ich, rozmowy, każda wypita filiżanka kawy to czysta radość i wiatr w żagle… Ogromnie się cieszę, że Cię poznałam. Dziękuję Ci za rozmowę.
Justyna: Ja również bardzo Ci dziękuję.
Chcesz zainspirować Czytelniczki KwmK swoją historią i stać się bohaterką jednej z rozmów? Wyślij do nas wiadomość poprzez formularz kontaktowy.
Odwiedź Forum KwmK – miejsce przyjaznej dyskusji i bezpłatnych porad eksperckich.
Sztosik baba 👍
Bardzo ważna rozmowa o samoakceptacji. Wywiad jakich teraz już się nie robi. Emocje, treść i lekkość. Czekam na następne!