Podejmij współpracę w ramach wydarzeń lub zareklamuj swój biznes
Sprawdź szczegóły

Toksyczne relacje – sprawa nieprywatna! Rozmowa z cyklu „Kobieta taka jak Ty”

1 lutego, 2025

Na początku grudnia miało miejsce wyjątkowe i bardzo ważne spotkanie „przy kawie”. W luźnej atmosferze wzajemnego szacunku, zrozumienia, akceptacji i życzliwości cztery kielczanki z grupy Kobieta w mieście Kielce: Karolina Wilczyńska, Katarzyna, Jadwiga i Wiola rozmawiały na temat toksycznych relacji. To ciepła, pełna przemyśleń, momentami zabawna dyskusja z dziewczynami patrzącymi na trudny etap swojego życia z perspektywy czasu. Historie smutne i poważne opowiedziane z ogromną szczerością i dystansem. Skłaniające do refleksji, przedstawione oczami kobiet, które odzyskały wolność i szczęście.

Po co? Być może choć jedna żyjąca w toksycznej relacji kobieta postanowi po przeczytaniu podjąć przełomową decyzję i zmienić swój los? Być może jakieś zdanie lub sytuacja pokazana z innej perspektywy uzmysłowią jej, że nie warto marnować czasu?! Że DA SIĘ żyć lepiej! Że to każda z nas jest Panią swojego losu! Że jeszcze będzie dobrze!

Nasze bohaterki to kobiety z krwi i kości, które z ogromną szczerością opowiadają o swoich doświadczeniach. Nieprywatnie i nieanonimowo! Pragną oswajać, wspierać, dawać nadzieję i siłę…

Cztery odważne dziewczyny, cztery dające do myślenia opowieści, cztery dobre zakończenia. Oto efekt 4-godzinnego spotkania kobiet nieobojętnych, nieoceniających, nowoczesnych i inspirujących.

Kwmk: Cześć dziewczyny!  Przede wszystkim ogromny szacunek za to, że zdecydowałyście się na tak odważny krok. Dajcie się trochę poznać, powiecie o sobie kilka słów…Czym się zajmujecie? Ile macie lat? Jak długo żyłyście w toksycznych relacjach?

Jadwiga: Były nauczyciel, teraz na emeryturze, 67 lata, od przeszło 10 lat bawię się w tworzenie biżuterii. W toksycznej relacji żyłam około 24 lat.

Wiola: Mama pracująca dorywczo, wychowująca jedynaczkę. Mam 34 lata, a w związku z toksykiem byłam 7 lat.

Karolina: Jestem pisarką, mam dorosłego syna, mieszkam ze swoją jednooką kociczką i jestem teraz bardzo zadowolona ze swojego życia. Mam 51 lat, a w toksycznym związku byłam 2 lata.

Katarzyna: Ja mam 54 lata z toksykiem byłam przez 4. Jestem wolną osobą, pracownikiem poczty polskiej, mieszkam z dwiema kociczkami i mam 22 letniego syna, który studiuje w Krakowie.

Kwmk: Bardzo mi miło Was poznać. Mimo, że temat jest poważny i dość ciężki, mam nadzieję, że czas, który upłynął pozwoli Wam mówić o swoich przeżyciach z dystansem i zachować tak dobre nastroje! A tę rozmowę potraktujecie jak zwykłą babską pogadankę przy kawie/herbacie/winku… Choć tego ostatniego nie mamy…

Jadwiga: Ja się pochwalę, że robię własne wina i dostałam pierwszą nagrodę na Targach w Prudniku za wino na płatkach róży…

Kwmk: Gratuluję! Ale gdzie to wino? Nie przyniosłaś? [śmiech dziewczyn]

Jadwiga: Następnym razem obiecuję poprawę.

Kwmk: Trzymam za słowo! Dobrze, powiedzcie mi proszę dlaczego zdecydowałyście się wziąć udział w tej akcji?

Jadwiga: Ja po to, żeby wspierać i ostrzec inne dziewczyny. Tkwiłam w takim toksycznym związku ponad 20 lat, dopóki dzieci nie poszły na studia i to był wielki błąd. Mam nadzieję, że gdy inne dziewczyny wysłuchają mojej historii nabiorą wiary w siebie. Ja nie wierzyłam w swoje możliwości, byłam dołowana przez swoją rodzinę i utwierdzana w przekonaniu, że sama sobie nie poradzę. Wpadłam w depresję, w ogromną depresję. 10 lat byłam na bardzo mocnych lekach.

Wiola: Ja chcę przekazać innym swoje doświadczenie. Mam nadzieję, że może to uratować inne dziewczyny, które męczą się w takich relacjach. Chcę być świadectwem, że da się z tego wyjść i da się żyć lepiej. Obecnie żyję w bardzo szczęśliwym związku i nie mam pojęcia czemu tamtą relację z toksykiem ciągnęłam tak długo.

Karolina: Jestem tu, by pokazać, że trzeba o siebie zawalczyć. I przede wszystkim, że nie powinno się wstydzić tego, że jest się  w toksycznej relacji. Powinno się o tym głośno mówić, dlatego, że milczenie w niczym nam nie pomaga, wręcz przeciwnie. Tak jak Wiola chciałabym przekazać kobietom swoje doświadczenia i powiedzieć, że warto skończyć toksyczną relację, że potem będzie lepiej. Nawet jeśli przez jakiś czas to „uwalnianie się” będzie bardzo trudne, to później nagroda jest naprawdę cudowna.

KwmK: Wspaniała i budująca jest Wasza chęć zwrócenia uwagi na problem i wiara, że, taka akcja może uratować inne dziewczyny…

Katarzyna:  W zasadzie teraz już nie mam co powiedzieć. Zgadzam się w pełni z koleżankami. Mogę dodać tylko, żeby dziewczyny otworzyły oczy, bo czasami tkwią w toksycznej relacji tylko dlatego, bo boją się być same. Samej też można żyć i to nie jest tragedia.

Karolina: Tak, to bardzo ważne, co mówisz.

Kwmk: Czyli kobiety tkwią w takich związkach ze strachu przed samotnością? Jakie były Wasze powody?

Katarzyna: Tak, myślę, że wiele kobiet boi się samotności. Ale życie bez partnera nie jest straszne. Ja zostałam sama z synem jak miał sześć miesięcy. Po 11 latach związku zostałam wymieniona na młodszy model. Po tym byłam bardzo długo sama i jak weszłam w kolejny związek to trzymało mnie w nim to, że nie chcę znów być sama. Miałam wmawiane, że sobie nie poradzę, że jestem nic nie warta, że nikt inny nie będzie mnie chciał. Był wielki strach przed kolejnymi latami samotności. Teraz, po tym wszystkim zrozumiałam, że wolę być sama, przychodzić do spokojnego domu, niż męczyć się z człowiekiem który i tak nie jest dla mnie oparciem.

Kwmk: I przy którym de facto i tak jesteś samotna…

Katarzyna: Właśnie.

Wiola: Ja miałam trochę inne powody dla których tkwiłam w takim związku. Nie chciałam się rozstać, bo na mnie stosowany był terror psychiczny. Mój chłopak groził, że popełni samobójstwo, jeśli go zostawię. Zawsze było o włos od tragedii, już miał skakać z bloku, rzucać się pod samochód. Kiedyś usłyszałam jedną, bardzo ważną rzecz od jego mamy. Kiedy przerażona mówiłam jej o swoich obawach, ona stwierdziła, że to jego życie i jeśli on nie będzie chciał uratować siebie, to nikt go nie uratuje. Na początku byłam w szoku. Zadawałam sobie pytanie, jak matka może mieć takie podejście do jedynego syna. Potem jednak zrozumiałam tę mądrość. Nie da się zmienić kogoś, kto sam nie chce się zmienić. Ja dopiero później zorientowałam się, że i tak by tego nie zrobił, bo tylko grał na moich emocjach i na szantażu zawsze się kończyło.

Jadwiga: A u mnie była przemoc ekonomiczna i psychiczna. Bałam się, że nie dam sobie sama rady. Może gdybym miała wsparcie rodziny to umiałabym to zakończyć. Byłam przekonana, że zostanę z tym sama, a miałam trójkę małych dzieci. Siedziałam cicho, zajmowałam się domem, pracowałam. Mąż był w domu gościem i miałam chociaż tyle luzu psychicznego. Gorzej jak już ostatnie lata dostał pracę w Polsce.

Karolina: Ja chyba dlatego tkwiłam w takiej relacji, że trudno mi było uwierzyć w to, że mężczyzna, który na początku deklarował pewne rzeczy, później zachowywał się zupełnie inaczej i okazał się być innym człowiekiem. Nie mogłam uwierzyć, że to może być prawdą. A było to tym trudniejsze, że kiedy starałam się mówić o tym, co się dzieje, co widzę i czuję – słyszałam, że to moje wymysły, histerie, że robię dramy, że potrzebuję inspiracji do moich książek i sama tworzę złe i trudne sytuacje.

KwmK: Czyli przestałaś ufać własnym uczuciom i wierzyć, że prawidłowo odbierasz i interpretujesz sytuację?

Karolina: Tak, w pewnym momencie poczułam się tak zagubiona, że zaczęłam się zastanawiać, czy to nie ja jestem przyczyną, tego, że dzieją się takie złe rzeczy. Na szczęście w pewnym momencie udało mi się odzyskać zdolność logicznego myślenia. Nastąpiła taka sytuacja, która była przekroczeniem ostatecznym mojej granicy i poczułam, że dłużej tego tolerować nie mogę i dopuściłam do siebie prawdę. Bo ja ją cały czas odpychałam.

KwmK: Żyłaś nadzieją, że się zmieni?

Karolina: Żyłam nadzieję ze się zmieni i wiarą, że ludzie inteligentni rozmawiając, pracując nad sobą mogą się dogadać i mimo swoich wad stworzyć fajny związek. Ja w to głęboko wierzyłam i tej wiary nie straciłam, natomiast przekonałam się, ze niestety nie zawsze się to udaje.

Katarzyna: Bo do rozmowy musi być odpowiedni partner i chęci z drugiej strony.

Karolina: Właśnie, chęci z obu stron.

Wioletta: A manipulacja nie pomaga. Oni pięknie potrafią ubrać wszystko w słowa, a potem odwrócić.

Jadwiga: Tak, zawsze wszystko było przeze mnie, przez moje wygórowane wymagania…

Wioletta: Oni potrafią przekręcić wszystko w taki sposób, że zaczynasz myśleć „Kurczę, należało mi się to”.

Karolina: Zastanawiasz się: „Halo, co się dzieje? Jedno słyszę, co innego widzę”.

Kwmk: Obok manipulacji, szantażu, zastraszania i kontrolowania zdarzało im się karać Was w różny sposób za „niesubordynację”?

Wiola: Tak, u nas była izolacja i odcinanie się.

Karolina: Obrażanie się, milczenie…

Jadwgia: Mój też się nie odzywał. Czasem tydzień, miesiąc. A ja uważałam, że to moja wina.

KwmK: A co oni właściwie Wam zarzucali? Na czym ta „toksyczność” polegała?

Karolina: Ja słyszałam, że jestem kłamczuchą, alkoholiczką, nadużywam środków odurzających, jestem otępiała. Jego ulubionym powiedzeniem było „nie hejtuj mnie”, co oznaczało, że jakakolwiek próba zwrócenia mu uwagi była dla niego hejtowaniem, dołowaniem, kastrowaniem. No i oczywiście odkręcanie całej sytuacji, że to ja tworzę taką nieprzyjemną atmosferę.

Wiola: Klasyka, „To wszystko twoja wina!”. Gdybyś postąpiła wtedy inaczej, to bylibyśmy szczęśliwi. No i masa najgorszych wyzwisk…

Katarzyna: U mnie nie było czepiania się jednego tematu. Były wyzwiska, szantaż emocjonalny, huśtawka nastrojów.

Jadwiga: Zarzucał mi, że nic nie robię. Trójka dzieci na mojej głowie, ale on nie rozumiał ile to pracy. Zdjęcia robił, że jest brudno, że nie dbam o mieszkanie i o rodzinę. Brak wsparcia emocjonalnego ze strony męża potęgowała toksyczna teściowa. Nigdy mój mąż nie stanął w mojej obronie. A teściowa od samego początku była do mnie negatywnie nastawiona i mnie tępiła. Dopóki żył teściu, było jakoś, bo wspierał mnie przez ok 8 lat małżeństwa…ale jak umarł, było fatalnie. U nas była też przemoc ekonomiczna – uzurpował sobie prawo do mojego majątku, który posiadałam przed ślubem. Dodatkowo  nie był zainteresowany dziećmi, nie pomagał, więc byłam sama. Ciągle słyszałam, że jestem głupia i do niczego się nie nadaję.

Karolina: Dewaluacja mojej osoby, mojej wiedzy, mojego poziomu umysłowego W tle oczywiście był alkohol, który to wszystko nasilał. Nie mój alkohol, żeby było jasne. Przemocy finansowej nie było, bo jestem samowystarczalna finansowo. Były przypadki przemocy fizycznej i bardzo wysoki poziom manipulacji. np. odcinanie mnie od moich znajomych.

Kwmk: Jeśli znajomi, to Tylko jego, rodzina, też jego…Czyli relacja wpływała również na bliskich?

Karolina: Zdaniem mojego byłego partnera za problemy w naszym związku odpowiadała albo moja siostra albo moja przyjaciółka. Według niego obie próbowały rozbić naszą relację, bo zazdrościły mi takiego związku i faceta. Poza tym próbował (niestety skutecznie) odciąć mnie od mojego syna.  Straciłam kontakt z dzieckiem na ponad rok. Teraz już je odzyskałam i jest między nami super,  ale przez cały czas trwania relacji, mój partner ciągle usiłował sprawić, bym odwróciła się od syna. Krytykował jego zachowanie, przekonywał mnie że syn mnie wykorzystuje.

Katarzyna: U mnie też coś takiego miało miejsce, mimo, że syn mieszkał z nami. Mój partner próbował wpłynąć na relację z moim dzieckiem i mnie od niego odciąć. Po zakończeniu związku syn opowiedział mi, jak odzywał się do niego mój partner. To było bardzo przykre i miałam ogromne wyrzuty sumienia, że zostawiałam na tyle czasu moje dziecko z tym człowiekiem.

Jadwiga: Jak ja odeszłam, najmłodsza córka została w domu z ojcem. Wcześniej mój syn uciekł do babci. Ja uciekłam do mojej mamy. Mój mąż robił córce prawdziwe pranie mózgu. Mówił, że jestem zła, że ich okradłam, że wszystko jest moją winą, bo jestem nienormalna… Mąż do tego stopnia ją zmanipulował, że w pewnym momencie córka (pracując i studiując wieczorowo) pozwała mnie o alimenty. Najsmutniejsze było to, że ja zawsze jej pomagałam…dawałam pieniądze i wspierałam ją. W ostatnich dniach życia mojego męża, zdecydowałam się być przy nim i mimo wszystkich wyrządzonych mi krzywd wybaczyć mu i pomóc. Zrobiłam to głównie dla mojej córki.

Karolina: Krótko mówiąc próbowano skłócić nas z osobami, które potencjalnie mogłyby być dla nas wsparciem.

KwmK: Wiolu a jak było u Ciebie? Jak objawiała się ta „toksyczność” w relacji?

Wiola: Gdy zdecydowaliśmy się na związek mój chłopak wiedział, że nie był moim pierwszym. Jego największym problemem był fakt, że miałam kiedyś innego mężczyznę. Wkręcił się w to do tego stopnia, że na każdym kroku wypominał mi to, że byłam kiedyś z kimś innym, wypytywał o różne intymne szczegóły.

KwmK: Musiało to być dla Ciebie bardzo krepujące i niekomfortowe.

Wiola: Było. On potrafił wszystko tak przekręcić, tak dociekać. Bardzo przeżywał, że nie był moim pierwszym. Przez 7 lat mnie dręczył.

Karolina: Ile on miał wtedy lat?

Wiola: Siedemnaście.

Karolina: Zobaczcie dziewczyny, tutaj wiek nie ma żadnego znaczenia.

Wiola: Poza prostą manipulacją, straszył mnie ciągle, że się zabije. Potrafił nie odzywać się, nie otwierać drzwi, izolować się ode mnie na miesiąc. Ja bałam się o jego życie, bałam się też kłótni, bo zawsze kończyły się na jednym temacie. Zawsze miał pretensje, że coś, kiedyś, gdy nie byliśmy razem robiłam z innym facetem. On naprawdę miał obsesję…Nawet kiedy mnie zdradził tak to skubany przekręcił.

KwmK: No nie mów, że go przepraszałaś….

Wiola: Bo ja nie czułam się skrzywdzona. Wiecie co jest najgorsze? Czułam się tak, jakbym go do tego popchnęła i jakbym to ja była odpowiedzialna za jego zdradę. Wszyscy pukali się w głowy, a ja zastanawiałam się, czy przypadkiem to on nie ma racji.

KwmK: Czyli skutkiem jego manipulacji było to, że zaczynałaś winić siebie…

Wiola: Tak!

Karolina: Słuchajcie, ja nawet jak byłam czegoś w stu procentach pewna, a on mówił bzdury, to i tak wolałam milczeć. Nie odzywałam się, słuchałam, kiwałam głową, mimo, że wiedziałam, że to są głupoty. Wiedziałam, że jak tylko powiem, że to jest nieprawda i nie daj Boże mu udowodnię, to usłyszę, że go kastruję i nie pozwalam mu na bycie mężczyzną. Moja siostra powiedziała mi potem, że patrzyła na mnie i nie rozumiałam czemu jestem taka spolegliwa i grzeczna.

KwmK: Jak myślisz, czemu byłaś taka uległa?

Karolina: Nie chciałam go urazić, nie chciałam, żeby czuł się źle. I bałam się jego reakcji, chciałam uniknąć kolejnych pretensji.

KwmK: Czyli kosztem siebie pozwalałaś mu czuć się lepiej…

Karolina: Tak, bo on miał trudną sytuacje w domu, ciężkie dzieciństwo, był nieszczęśliwy, źle traktowany, nikt go nie szanował, nikt nie cenił, wszyscy go odrzucali, więc ja nie chciałam, żeby czuł się gorszy. A niech sobie będzie mądry i dobry… Teraz widzę, że on po prostu wykorzystywał tę przeszłość do emocjonalnego szantażowania mnie, bo mimo moich namów nie robił nic, aby to przepracować, uwolnić się od tego. Sądzę, że to był i zapewne jest dla niego nie tylko świetny sposób na manipulowanie emocjami partnerki, ale i doskonała wymówka dla wszelkich niepowodzeń oraz oczywiście świetny pretekst do picia alkoholu.

Wiola: U nas ta przemoc polegała na tym, że ciągle karał mnie milczeniem, brakiem obecności i robił z siebie biednego.

Katarzyna: A przypadkiem nie chorował?

Wiola: Nie, on miał tylko swój „ulubiony temat”.

Karolina: Mój ciągle „miał” raka.

Katarzyna: U mnie szczytem wszystkiego było, jak musiałam wezwać pogotowie, bo „rozsadzało mu głowę”, a dzień wcześniej pochlał…

KwmK: I nie zorientował się, że może to kac?

Katarzyna: No nie. Ja wezwałam to pogotowie dla świętego spokoju. Przyjechali Ci ludzie. Wiecie jaki to jest wstyd?

Karolina: Ale czekaj, słyszysz co mówisz? Dla kogo to wstyd? Dla Ciebie? To dla niego jest wstyd, nie dla Ciebie!

Katarzyna: Ale ja wtedy czułam się okropnie. Wezwałam do gościa, który ma kaca pogotowie. Oni zadają mu pytanie „Pił pan wczoraj?”. Gdzie śmierdzi od niego wódką, a on z całym przekonaniem odpowiada „Nieeee”. Mieszkam obok szpitala, więc w zasadzie sam mógł tam iść. Z pogotowia wypisują receptę i kto leci po leki? Ja, bo on jest bardzo chory i musi spać…

Kwmk: A teraz zdajesz sobie sprawę, że to nie Tobie powinno być wstyd? I nie musiałaś lecieć po leki na kaca?

Katarzyna: Tak, pewnie…ale dopiero teraz.

Karolina: U mnie było podobnie. Mój były partner oczywiście twierdził, że nie ma żadnego problemu z alkoholem, a jednak w każdy piątek i sobotę był pijany. W niedzielę chodził na basen i do sauny, żeby doprowadzić się do porządku i w poniedziałek iść normalnie do pracy. Gdy zakończyłam tę relację i w związku z jego zachowaniem założyłam sprawę sądową, on w odpowiedzi na pozew zarzucił mi, że to ja jestem alkoholiczką, lekomanką i utrzymywał, że po alkoholu robiłam się nie do wytrzymania. Sąd jednak po zapoznaniu się z dowodami nie dał mu wiary.

Katarzyna: A biłaś go?

Karolina: Tak, biłam, tylko nie potrafił tego udowodnić. Nawet próbował namawiać jednego z naszych znajomych, żeby to potwierdził, jednak ten nie zgodził. Trudno zresztą byłoby uwierzyć, że mogłam stosować przemoc wobec mężczyzny dużo silniejszego ode mnie. Chyba trochę przesadził w tym przedstawianiu siebie jako ofiary…

[śmiech dziewczyn]

Wiola: Mój miał taki przełącznik, gdzie nagle potrafił zmienić swoje zachowanie o 180 stopni. Już po minie widziałam, że się zaczyna. Zdarzyła mi się taka sytuacja na weselu na którym byłam świadkiem. Godzinę przed oczepinami znów mu odwaliło, usiadł na schodach i odpalił nagle: „wiesz co, Ty to jesteś k*rwą”. Starałam się zachować spokój, udobruchać go i opanować sytuację, ale to było naprawdę trudne, kiedy się odpalił. Ten jego przełącznik załączał się w różnych dziwnych sytuacjach. Czasem wśród ludzi, np. na środku Sienkiewki.

KwmK: I jak reagowałaś? Zawsze umiałaś zachować spokój? Nigdy nie kazałaś mu (delikatnie mówiąc) „spadać”?

Wiola: Starałam się zachować ten spokój. Ale nie umiałam tego skończyć i bardzo żałuję. Ciężko mi sobie to wybaczyć.

Karolina: A ja tak robiłam. Mówiłam: „Jesteś pijany, nie tak miało być!” I jechałam do siebie. Ale następnego dnia przepraszał, obiecywał, prosił, przynosił maskotki…i niestety ulegałam, dawałam kolejną szansę. A nie powinnam i teraz to wiem.

KwmK: Czyli im byłaś bardziej niedostępna i stawiałaś granice, tym on bardziej się starał i zabiegał…

Karolina: Tak, ale to było takie naprzemienne. Z jedne strony przychodził, prosił, a z drugiej miał pretensje, że przesadzam, bo jak to, on po całym tygodniu nie może się napić?! I stale powtarzał: „Nie przesadzaj, przecież nam jest dobrze”.

KwmK: …tyle nas łączy, tyle razem przeżyliśmy..

Katarzyna: Rzucanie telefonem, wyzwiska, nerwy, gdy coś poszło nie po jego myśli. Ktoś chodzi, zbiera te kawałki rozwalonego telefonu, a on cedzi przez zęby „spie*dalaj”.

KwmK: Czyli takie zachowania nie działy się tylko w domowym zaciszu…

Wiola: Nie było reguły. U mnie też działy się publicznie i oczywiście każda taka agresywna reakcja, to była oczywiście moja wina.

Katarzyna: Była u nas kiedyś taka sytuacja w Sylwestra. Zaprosiliśmy jego znajomych. Wróciłam z pracy, ale już wiedziałam, że coś się kroi, bo Pan zażyczył sobie barszczyk czerwony. No weź przyjdź z pracy po 16-tej i do 20-tej ugotuj barszczyk na rosole. No dobra, był barszczyk z torebki, on gotuje uszka. Uszka się posklejały, więc zaczęła się awantura.

KwmK: Uszka posklejały się przez Ciebie!

Katarzyna: No chyba tak myślał. Chodził wkurzony, ja nie mogłam opanować śmiechu, bo sytuacja była irracjonalna. „I co się ku*wa tak śmiejesz” – wrzeszczał do mnie drepcząc wokół tego garnka.

Karolina: No tak, zawsze są pretensje! Jak mogłaś być tak okrutna?

Katarzyna: Dobra, ale zaczyna się impreza, siedzimy przy stole. Jego kolega siedział obok mnie, wszyscy gadaliśmy. Zupełnie bez podtekstów parę razy przyciągnął moją pufę do siebie, tak w żartach…I zaczęło się! Kiedy wyszłam do kuchni, poszedł za mną: „Ty dziwo jedna” złapał jakąś łyżkę, zaczął nią nade mną wymachiwać, cały czas zarzucając mnie epitetami. Potem złapał mnie za rękę, zaciągnął do pokoju i tam zamknął. Wrócił do gości, a na ich pytanie, gdzie jestem powiedział: „Dla Kaśki sylwester się już skończył”.

KwmK: A gdy zamknął Cię w tym pokoju to co zrobiłaś?

Katarzyna: Zostałam tam, bo się bałam.

KwmK: Czego?

Katarzyna: Że jak wyjdę, będzie jeszcze gorsza awantura. Bałam się o siebie, choć od razu zaznaczam, że on mnie nigdy nie uderzył. Dla mnie takie zachowanie było niesamowitym szokiem.

Kwmk: Kiedy ustępowałyście, robiłyście to dlatego, żeby…

Karolina: Ja nie chciałam go urazić. Potem także się bałam, szczególnie, gdy był pod wpływem alkoholu.

Katarzyna: A ja chciałam mieć święty spokój, nie chciałam, żeby moje dziecko słuchało awantur, więc schodziłam swojemu facetowi z drogi.

KwmK: Takie zachowania się powtarzały?

Katarzyna: Kolejny raz był podczas wypadu na dyskotekę. Poszliśmy z moimi znajomymi ze studiów i z pracy. Jakiś chłopak poprosił mnie do tańca, ja odmówiłam. Ja miałam ochotę potańczyć, a mój partner siedział cały czas przy stoliku i pił, więc kiedy ponownie zostałam poproszona do tańca, zgodziłam się. Nie miałam złych intencji, naprawdę chciałam tylko potańczyć. Kiedy wróciłam, chwycił moją torebkę i krzyknął „wychodzimy”. Przed lokalem zaczął mnie szarpać, wyzywać od ku*ew i grozić, że pokaże mi dopiero w domu. To wszystko odbywało się przy taksówkarzu. Facet nie wiedział co ma robić.

Kwmk: Co Ci pokazał w domu?

Katarzyna: Nic, bo kazał zawrócić taksówkarzowi i wróciliśmy na dyskotekę.

KwmK: A pamiętacie jeszcze jakieś kompletnie oderwane od rzeczywistości sytuacje lub roszczenia?

Karolina: Ja nie mogłam używać oregano, bo mój poprzedni przyjaciel mieszkał wiele lat we Włoszech. Oregano to włoska przyprawa, więc wiesz…

KwmK: No tak. Brzmi naprawdę rozsądnie. A mogłaś używać papieru toaletowego?

Karolina: Papieru na szczęście mogłam.

Kwmk: Nawet, jeśli poprzedni partner też używał?

[Śmiech]

KwmK: No ok, ale zanim Wasi faceci pokazali prawdziwe oblicza i pojawiły się problemy musiało być pięknie… i pewnie każdy z nich czarował jak Harry Potter. Da się podzielić taki związek na etapy?

Katarzyna: Tak, na początku było cudownie: trzymanie się za ręce, komplementy, miłość nastolatków. Środek: zaczęło się wychodzenie z „przyjaciółkami”, które dzwoniły po nocach, a potem udowadnianie mi, że jestem nikim. Koniec wyglądał tak, że mnie praktycznie nie było w domu, bo pracowałam na drugie zmiany. Wracałam do domu ok 21-wszej i wiedziałam, że dzięki temu uniknę zbędnych rozmów i konfrontacji. Nie mogłam już na niego patrzeć, a jednocześnie nie miałam odwagi, by powiedzieć mu, żeby się wyprowadził. Szantażował mnie finansowo, podliczał, a ja pracując na poczcie miałam niewielkie możliwości uwolnienia się z tej chorej relacji.

Wola: Początek: rzucił przynętę. W środku było fajnie, ale również zaczęły się pojawiać złe momenty. A trzecia faza, jest wtedy, jak jesteś już tonalnie omamiona i nie widzisz prawdy, tylko to, co on Ci pokazuje. Na końcu zaczął mi zadawać tak szczegółowe  pytania dotyczące mojego intymnego pożycia z poprzednim partnerem, że nie mogłam tego znieść. Był wulgarny, a ja czułam się okropnie. Stale przeżywał, że nie jest moim pierwszym mężczyzną. Miałam dosyć i pewnego dnia postanowiłam nie odpowiadać na te okropne pytania.

Kwmk: I co on na to?

Wiola: Był wieczór, gdzieś po dwudziestej. Jak odmówiłam odpowiedzi zaniemówił, zjechał po ścianie plecami i leżał tak na podłodze do 8 rano, czasami coś mamrotając. Byłam w szoku. Napisałam mamie, że nie wrócę na noc do domu i zostałam z nim. On prawie cała noc miał otwarte oczy i patrzył w jeden punkt. Przez całą noc szukałam dla niego szybkiej pomocy psychiatrycznej, bo on wpadł w jakiś trans. O 10 rano udało nam się dostać do Caritasu. On poszedł do psychiatry, którego uznał za oderwanego od rzeczywistości i gadającego bzdury. Ja porozmawiałam z psycholożką, która powiedziała: „Wychodzenie ze współuzależnienia to bardzo trudny proces, ale da pani radę”. I to zainicjowało koniec. Po 4 spotkaniach z psychologiem byłam już gotowa odejść.

Jadwiga: U mnie gwoździem do trumny naszego małżeństwa był brak chęci prowadzenia dialogu przez mojego męża i niesłuszne oskarżenia wobec mojej osoby. Skończyło się na tym, że wyniosłam się na kanapę do pokoju syna i po pół roku złożyłam pozew o rozwód.

Karolina: Początek oczywiście cudowny. Wspaniały człowiek. Choć prawdę powiedziawszy ja na początku tej relacji nie byłam do niej przekonana. Trochę przekonała mnie moja siostra, która też dała się nabrać na jego manipulacje. „Człowiek poważny, ma stałą pracę, ustabilizowane życie, jest odpowiedzialny” – mówiła mi. Pomyślałam, że właśnie czegoś takiego potrzebuję. Wizualnie dosyć mi się podobał, poza tym ta jego początkowa opiekuńczość i to, że potrafił uważnie mnie słuchać. No i weszłam w ten związek. Po kilku miesiącach zaczęłam dostrzegać pierwsze niepokojące sygnały, ale je zlekceważyłam. A potem nieprzyjemne sytuacje pojawiały się coraz częściej i z coraz większą siłą. Ale to następowała stopniowo i bez wątpienia można uznać, że to był syndrom gotującej się żaby…

Kwmk: Czyli warunki, w których funkcjonowałaś stopniowo stawały się na coraz gorsze, a Ty, ponieważ zmiany następowały powoli przyzwyczajałaś się do nich i nie zauważałaś całego procesu…

Karolina: Tak. W moim przypadku właśnie tak było. Muszę podkreślić, że ja na początku naszego związku powiedziałam, że nie toleruję nadużywania alkoholu, ale nie chciałam być ortodoksyjna. Rozumiem, że można wyjść wieczorem do restauracji czy klubu, napić się drinka czy piwa… ale wszystko w granicach normy, bez upijania się. I on wtedy powiedział że oczywiście rozumie, że się zgadza, że nie ma żadnego problemu.

Kwmk: Okazało się, że jednak ma?

Karolina: Wystarczy poczytać o weekendowych alkoholikach. Kiedy zwracałam uwagę, twierdził, że jestem przewrażliwiona. Grał na moich emocjach, przesuwał moje granice. I nawet jeżeli potem przeprasza, to i tak widać było, że nie poczuwa się do winy. Do tego warto dodać, że często wyrażał się o kobietach pogardliwie, uważał je za głupsze i gorsze od mężczyzn. Ja na początku oczywiście byłam najwspanialsza, wyjątkowa, inna od wszystkich „bab” , jak zwykł nazywać kobiety. Ale i to z czasem zaczęło się zmieniać.

Kwmk: Zwiększał temperaturę stopniowo, żeby jego żaba nie wyskoczyła z garnka…

Karolina: Tak, dokładnie. I w pierwszym etapie znajomości, gdy on tak chętnie słuchał, a ja sądziłam, że jest mnie ciekaw – on po prostu zbierał informacje o mnie, żeby potem bardzo celnie uderzać w moje słabe punkty.

Kwmk: A kiedy nastąpiła eskalacja? Był jakiś punkt zwrotny?

Karolina: Na moje szczęście mam dość silna osobowość i coraz więcej dostrzegałam. Chociaż oczywiście miotałam się trochę, bo byłam już mocno zmanipulowana i chwilami dawałam się wmanewrować w to, że to ja zbyt dużo wymagam i przesadzam. Kiedy sugerowałam byłemu partnerowi, że chyba sobie nie radzi i powinien poszukać fachowej pomocy, zrobić porządek ze swoim problemem alkoholowym i problemami z przeszłości – absolutnie to odrzucał. Momentem, w którym już bardzo mocno poczułam, że ta relacja nie ma przyszłości była chwila, gdy podczas lotu na wakacje znalazłam w kieszeni jego bluzy prawie pustą półlitrową butelkę wódki, którą kupił w strefie wolnocłowej i ukradkiem wypił. Nie chciałam tego dłużej znosić, bo miałam w rodzinie i w najbliższym otoczeniu wiele przykładów do czego to w końcu doprowadzi. Powiedziałam po powrocie, że nie będę dłużej tolerować jego weekendowego picia i skoro chce to robić, nie będziemy się widywać w weekendy. Chciałam sprawdzić, jak zareaguje. On… wybrał picie. Wtedy zdecydowałam, że zakończę ten związek. Ale nie było to takie proste. Przez trzy miesiące byłam nękana smsami, telefonami w środku nocy, dzwonił też do moich znajomych, nastoletniego siostrzeńca, zniszczył małżeństwo mojej przyjaciółki, bo zadzwonił do jej męża i powiedział, że na go zdradza. Te jego poczynania przypłaciłam stanami lękowymi, depresją, problemami z odżywianiem, ze snem, przez ponad rok musiałam przyjmować leki przeciwdepresyjne i poddać się terapii.

KwmK: Chciał się odegrać czy Cię odzyskać?

Karolina: Ciężko powiedzieć. Ja nie chciałam mieć z nim już do czynienia. Wydaje mi się, że próbował się zemścić. Dzięki temu, że nagrywałam rozmowy, w których między innymi przyznawał się do tego, co zrobił, moja przyjaciółka podała go do sądu i wygrała sprawę.

Kwmk: I Ty też wygrałaś sprawę…

Karolina: Tak, wygrałam sprawę o ochronę dóbr osobistych i otrzymałam przeprosiny oraz symboliczne odszkodowanie. Złożyłam ten pozew, bo miałam naprawdę dość i bałam się, że będzie mnie nękał w nieskończoność. Na dodatek to, co mówił mogło też zaszkodzić mojemu wizerunkowi zawodowemu i na to także nie chciałam pozwolić. Na szczęście w momencie, gdy dostał pozew, opamiętał się. Przestał dzwonić, ale wiem, że do chwili obecnej mówi o mnie ludziom różne dziwne rzeczy, a Kielce nie są dużym miastem.

KwmK: Warto walczyć o swoje prawa i jasno wyznaczać granice…jeśli nie samemu to z pomocą odpowiednich organów i służb.

Jadwiga: Ja popełniłam na przykład taki błąd, że nie wzięłam do rozprawy porządnego adwokata. Od 10 lat byłam na psychotropach, zaświadczenie, które pokazałam sędziemu zostało totalnie zignorowane.

Karolina: I to też jest duży problem. Myślę, że warto o tym powiedzieć, że zarówno sądy jak i policja nie są przygotowane do tego, jak mierzyć się z takimi zgłoszeniami o przemocy psychicznej. Lekceważą to.

Kwmk: Nie ma siniaka, nie ma przemocy…

Jadwiga: Właśnie, jakby nie rozumieli, że teraz nie ma siniaka, ale to moment i może stać się coś gorszego.

Karolina: Ja jak poszłam zgłosić nękanie to pan dzielnicowy spytał, czy jak zadzwoni do tego pana, to nie usłyszy przypadkiem, że jestem mu winna 20 tysięcy i dlatego nie chce pani odbierać od niego telefonów? Ja jak to usłyszałam to sobie siadłam. Poczułam się jak w ukrytej kamerze. Nie wiem, czy brakuje w ludziach tej świadomości, że taka przemoc zostawia niewidoczne siniaki w środku i o tym się nie zapomina, czy te organy nie są w należyty sposób przygotowane do przyjmowania takich zgłoszeń i radzenia sobie z nimi.

Katarzyna: Przedstawiciele służb podchodzą do tego w taki sposób „ Przyszła baba i wymyśla”. Oni też wychodzą z założenia, że przesadzamy.

Kwmk: A myślicie, że mężczyźni mają w odwrotnych sytuacjach łatwiej? Toksyczne mogą być również kobiety. Facet wzywa policje do kobiety, która go dręczy. I jest tak samo?

Katarzyna: Ciężki temat, bo słyszałam, że Panowie decydują się na zgłaszanie takich incydentów jeszcze rzadziej niż kobiety. Bo jest to da nich jeszcze większy wstyd. Myślę jednak, że reakcja mogłaby być wtedy bardziej empatyczna, ze względu na męską solidarność.

KwmK: Czyli jednym z rozwiązań mogłoby być takie, że do takich zgłoszeń przejeżdżaliby funkcjonariusze obu płci.

Karolina: Byłoby to może jakieś rozwiązanie. Choć chyba najważniejsze jest jednak odpowiednie przeszkolenie służb w tym zakresie. Bo powiem wam jak to dalej u mnie było. Otóż już po otrzymaniu wyroku w sprawie sądowej zwróciłam pisemnie do byłego partnera o zwrot mojego roweru i kilku innych rzeczy osobistych, które u niego zostały. W piśmie tym zaznaczyłam, żeby rzeczy te przywiozła wyznaczona przez niego osoba, bo z nim samym nie chcę żadnego kontaktu. Nadszedł dzień, który wyznaczyłam jako termin zwrotu, słyszę dzwonek do drzwi, otwieram i… Widzę byłego partnera w towarzystwie tego samego pana dzielnicowego, który kilka miesięcy wcześniej mnie zlekceważył. I pan policjant eskortuje mojego ex, który po niego zadzwonił. Okazuje się, że moja wola nic nie znaczy, że nikogo nie obchodzi mój stan psychiczny, ani wyrok sądu, który potwierdził moje powództwo, a policja staje po stronie sprawcy a nie ofiary. W każdym razie cieszę się, że to zatrzymałam, bo gdybym nie złożyła pozwu, najprawdopodobniej nadal byłabym nękana w chwilach jego weekendowych uniesień i różnego rodzaju zjazdów. Poza tym ten wyrok sądowy jest dla mnie namacalnym dowodem na to, że ktoś obiektywny ocenił sytuację i pokazał sprawcę i ofiarę. To dało mi dużo siły, by z tego wyjść.

KwmK: Co jeszcze dawało Wam siłę? Kto był dla Was wsparciem w trudnych chwilach?

Wiola: Dla mnie to był psycholog.

Jadwiga: Mnie wspierała koleżanka, która sporządzała dla mnie także różne pisma.

Katarzyna: Nikt, bo nikt nie wiedział o tym, jak u nas było. U mnie to wyglądało tak, że pierwszy raz wyprowadził się z domu, bo zaprosiłam na święta swoją rodzinę. Nie było go przez 3 dni. Kiedy wrócił, powiedziałam mu, że jak zrobi tak jeszcze raz może nie wracać. Po jakimś czasie stwierdził, że musi przemyśleć nasz związek, sugerując oczywiście, że to moja wina. Zabrał trochę swoich rzeczy i wyszedł. Ja spakowałam całą resztę i powiedziałam, że ma je zabrać… Więc właściwie to było dość niespodziewane zakończenie związku.

KwmK: Tak sobie teraz pomyślałam. Jean Paul Sartre powiedział: „Nieważne jest to, co nam zrobiono, lecz to, co my zrobimy z tym, co nam zrobiono”… i to są bardzo ważne słowa. Bo każdy mógłby mieć jakieś usprawiedliwienie dla zachowania/odbierania rzeczywistości po czymś takim. Większość z nas, przeżyła kiedyś coś trudnego, co wpłynęło na nas w znacznym stopniu. Mogłybyśmy użalać się i usprawiedliwiać toksyków, albo tkwić w depresji z poczuciem krzywdy i wyżywając się na ludziach za wszystko, co nas spotkało. Wy poszłyście do przodu! Wyszłyście silniejsze! To bardzo motywujące!

Karolina: Wszystko w życiu jest po coś. Widocznie to doświadczenie też było mi do czegoś potrzebne. Choć oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że lepiej takich doświadczeń nie mieć. Ja wykorzystałam je do tego, by się rozwinąć i stać silniejszą.

KwmK: Problem dotyka masy kobiet o różnym statusie społecznym. Myślisz, że każda dziewczyna może wpaść w sidła toksycznej relacji?

Karolina: Mój przypadek jest akurat taki, że swego czasu pracowałam jako terapeuta. Przeszłam mnóstwo szkoleń z zakresu terapii, psychoterapii, uzależnieni, współuzależnieni. Można by pomyśleć, że powinnam mieć tak niesamowitą wiedze na ten temat, że nie ma takiej opcji, bym mogła się w taką toksyczną relację dać wmanewrować. No i nic bardziej mylnego. Dlatego z całą mocą chce powiedzieć, że ani wiek, ani status społeczny, ani wykształcenie, ani profesja…nic nie ma znaczenia! Każdą kobietę może to spotkać. Nie ma tu mądrej. Zwracam się do dziewczyn, które są w takich relacjach, mają obawy i boja się tego, że zostaną skrytykowane. I mówię też do tych, które łatwo krytykują. Jeżeli słyszycie, że ktoś mówi: „Jak ona może?”, „Że ona sobie tak pozwoliła!”, „Wydawałoby się, że to mądra kobieta”, „Ja bym się tak w życiu nie zachowała!” To nie słuchajcie! To znaczy, że Ci ludzie nie mają pojęcia o twoim problemie.

KwmK: Bo cudze problemy zawsze są łatwiejsze do rozwiązania.  A skoro już jesteśmy przy temacie patrzenia na problemy z dystansem, z innej perspektywy. Co chciałybyście powiedzieć dziewczynom, które uwikłane są w podobne relacje?

Wiola: Możecie żyć tak dalej, ale to wszystko zależy tylko od Was. Możecie powiedzieć dość i wszystko zmienić.

Karolina: Nie traćcie czasu, bo w takich relacjach nie jesteście sobą, żyjecie pod czyjeś dyktando. Uciekajcie i nie liczcie na to, że toksyczna osoba się zmieni.

Katarzyna: Taki związek do niczego nie prowadzi. On się nigdy nie zmieni, a Ty będziesz się tylko kurczyć. Nigdy przy takim człowieku nie będziesz spokojna i szczęśliwa.

Jadwiga: Nie czekać! Walczyć o siebie! Jak Ty o siebie nie zawalczysz, nikt nie zawalczy!

KwmK: A jak takie rady mają się do tego, co kiedyś mówiono Wam? Słuchałyście?

Wiola: Raczej nie. Myślę, że swoje trzeba przeżyć, żeby „klapki” spadły z oczu.

Karolina: Ja myślę, że takie rady trafią do dziewczyn, które są już na granicy lub są zdecydowane  odejść, tylko potrzebują takiego „ostatniego kopa” żeby zadziałać. Właśnie powinnyśmy jeszcze podkreślić, że to nie od razu jest pięknie i super. Samo zakończenie toksycznej relacji jest bardzo ważne i bardzo trudne, ale trzeba po niej jeszcze odbudować siebie.

KwmK: I udało Ci się to?

Karolina: Tak, odbudowałam siebie. Miałam wsparcie psychologa, rodziny, przyjaciół. Natomiast cały czas jest we mnie taka nieufność i ostrożność i łapię się na tym, że ciężko mi czasem uwierzyć w prawdziwą bezinteresowność ludzi…nie jest mi tak łatwo zaufać.

KwmK: A co jest dalej, po najgorszym?

Wiola: Przede wszystkim chce powiedzieć, że życie po zakończeniu takiego związku może być wspaniałe! To była dla mnie życiowa lekcja. Człowiek tak bardzo opóźnia podjęcie takiej decyzji, a potem żałuje, że tak długo zwlekał. Ale nie wiem czy udało mi się odbudować po tej relacji. Zahartować na pewno.

Jadwiga: Po zakończeniu toksycznej relacji zaczęłam stawać na nogi, kupiłam sobie samochód i po 30 latach od zrobienia prawa jazdy zaczęłam jeździć (wcześniej nie pozwalał mi na to mój mąż). Odstawiłam leki, poczułam, że żyję. Od 5 lat jestem bardzo szczęśliwa. Stworzyłam nowy związek i przeprowadziłam się za nową miłością do Kielc. Tak, ja też odbudowałam siebie i jestem teraz silniejsza.

Katarzyna: Ja jestem sama, nie mam partnera i nie narzekam. Jestem szczęśliwa, mam bardzo dobre relacje z synem, dobre relacje z rodziną. Mam spokój, czyli coś, co jest w życiu naprawdę bardzo cenne.

KwmK: Czegoś Ci brakuje?

Katarzyna [po lekkim zawahaniu]: Pieniędzy [śmiech]

Karolina: Ja również jestem szczęśliwa i zadowolona. Dla mnie najważniejszy jest spokój i to, że nikt mnie nie ocenia, nie mówi mi tego, co wypada, a co nie wypada. Odzyskałam zdolność samodzielnego decydowania o tym, co będę robić i jak żyć.

KwmK: A czegoś Ci brakuje?

Karolina: Nie.

KwmK: Twojej kotce brakuje.

Karolina: Rzeczywiście, ma usunięte oczko, ale paradoksalnie myślę, że wcale jej go nie brakuje. Bo to oko było bardzo chore – sprawiało ogromny ból, zniekształcało odbiór świata, nie pozwalało normalnie żyć, zatruwało cały jej organizm i mogło doprowadzić nawet do śmierci. A teraz, bez niego, jest zdrowa, szczęśliwa, żyje bez bólu.

KwmK: I to może być wspaniała przenośnia i konkluzja naszej rozmowy…

Karolina: Ktoś by powiedział, że jak kotka miała dwa oczka to była takim pełnowartościowym kotkiem. Tylko, że ona wtedy była bardzo chora, bo jedno chore oczko zatruwało ją całą. Usunięcie tego oczka wbrew pozorom niczego jej nie ujęło, tylko dało jej zdrowie i wolność! Dlatego dziewczyny! Usuwajcie to, co chore, zanim was zabije!

KwmK: I tym oto apelem zakończymy nasze spotkanie! Bardzo dziękuję za rozmowę!

Podziękowania dla:

Karoliny Wilczyńskiej, Katarzyny, Wioli, Jadwigi za zaufanie, odwagę, siłę, ciepło, zaangażowanie i pozytywne wibracje

Terapia manualna twarzy-TkankiAnki za ugoszczenie nas w przecudownym miejscu!

Anna Janus i Film production & photography za uchwycenie całej akcji w Twoim obiektywnie

Chcesz zainspirować nasze Czytelniczki swoją historią i być bohaterką takiej rozmowy? A może chcesz przy okazji pokazać swój biznes? Wyślij do nas wiadomość poprzez formularz kontaktowy.

guest
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Krusz Hanna

Swietne kobiety, super wywiad. Mozna wiedzieć o czym i z kim szykujecie nastepny???